Dziś mam dla Was kilka słów na temat organizacji książek. Jestem osobą, która kupuje ich bardzo dużo i która jeszcze rok temu posiadała ich tysiące – książki zajmowały w naszym domu każde dostępne miejsce. Na regałach ustawiane były nie tylko w dwóch rzędach (co było ogromnie irytujące, ponieważ ZAWSZE zapominałam, co stoi w tej wewnętrznej warstwie), ale i były wepchnięte poziomo nad tymi stojącymi. Całe stosy, kolumny książek stały przy naszym łóżku, na pufach, fotelach, pod ścianami… Nawet na szafce przed lustrem w korytarzu, zasłaniając je do połowy. Ilości książek nie powstydziłaby się mała biblioteka! No ale… problemem stał się brak miejsca… na nowe pozycje 😉

Rok temu latem postanowiliśmy się wreszcie z tym rozprawić. Zajęło nam to kilka tygodni (a książkami na dole u Mamy zajęliśmy się dopiero w tym roku), ale nareszcie jesteśmy zadowoleni z przyjętego systemu.

Co zatem zrobiliśmy? Przede wszystkim ustaliliśmy główną zasadę – zatrzymujemy w domu książki tylko wtedy, jeśli jest to seria bliska naszemu sercu, chcemy nadal ją kompletować, książki są szczególnie wartościowe albo darzymy je sentymentem. Ten sposób pozwolił nam na zostawienie Pratchetta, Chmielewskiej, Musierowicz, Pilipiuka, Kańtoch, Kisiel, Norton… pojedynczych wartościowych książek, leksykonów oraz pamiątek z lat dzieciństwa i tych, do których zamierzamy wrócić.

System sprawił, że do biblioteki wywieźliśmy (i nadal wywozimy) kilkanaście toreb po około 60 sztuk książek, które przeczytaliśmy raz i więcej nie zamierzamy wracać. Gdy teraz kupujemy nowe książki, to – w zależności od ich wartości – na bieżąco stosujemy ten sam system: czytamy i decydujemy o zostawieniu lub oddaniu do biblioteki.

W minioną sobotę tę samą regułę zastosowaliśmy wobec książek należących do Mamy – do oddania uzbierało się 5 dużych toreb, a jednocześnie oczyściliśmy sporo miejsca na regałach, które zajmują obecnie nasze książki kupione w ciągu minionego roku 🙂

A jak Wy radzicie sobie z posiadanymi książkami?
Ja sobie w ogóle nie radzę, jestem w tym miejscu, gdzie Ty byłaś rok temu – książki wszędzie, w dwóch rzędach na regałach, w szafie, w pudłach pod biurkiem. Mało teraz kupuję, dużo czytam z Legimi a poza tym wypożyczam książki z bibliotek, a mimo to trudno mi się zabrać za odgruzowanie biblioteczki. Mam mnóstwo książek kucharskich, do których regularnie wracam i jeszcze więcej książek historycznych, biografii, które lubię mieć pod ręką. Beletrystykę zawsze traktowałam jak lekturę „na raz” więc tutaj posiłkuję się Legimi i bibliotekami, kupuję tylko to co mnie zachwyciło, więc tu problemu nie mam, ale reszta…. masakra.
Wiesz co… nic na siłę! To po prostu musi do Ciebie przyjść. Pewnego dnia zrozumiałam, że taki stan mnie przytłacza i zaczęłam działać. Ale dojście do tego momentu trwało. Zaczekaj na właściwy moment 🙂